Jeśli jesteś w Polsce, nie znajdziesz bardziej wiarygodnego bukmachera niż bukmacher Mostbet. Wystarczy przeczytać opinie na temat firmy Mostbet, aby się o tym przekonać. Tutaj znajdziesz najkorzystniejsze kursy na wszystkie rodzaje sportów i wydarzeń, a także szeroki wybór różnych zakładów, darmowych zakładów, darmowych spinów i szybkich wypłat. Aby gra była zawsze pod ręką, stworzyliśmy dla Ciebie wygodną aplikację mobilną!

Pomogli małej Matyldzie i dzieciom syryjskim w Libanie

W poniedziałek 5 marca 2019 r. w hotelu Meridian uczestnicy biegu charytatywnego Freedom Charity Run z Poznania do Strasbourga przekazali czek rodzicom Matyldy Klimowicz, która urodziła się z krótszą nóżką i jej leczenie wymaga kosztownej operacji.
We wrześniu ubiegłego roku sześciu członków klubów Lions uczestniczyło w szóstym biegu charytatywnym Freedom Charity Run. Biegli z Poznania do Strasbourga, a celem było zebranie środków na leczenie małej poznanianki - Matyldy Klimowicz, która urodziła się z krótszą nóżką oraz na pomoc dla szkoły w Arsal w Libanie. W placówce tej uczą się dzieci syryjskich uchodźców.
W poniedziałek w hotelu Meridian odbyła się uroczystość przekazania czeku wysokości 50 tys. złotych rodzicom dziewczynki. Pokazano też czek na 13 tys. dolarów, który otrzymają dzieci w Libanie.
Warto wiedzieć, że dzieci z taką wadą, jak ta Matyldy rodzi się w Polsce 10 rocznie. Operacja, która będzie przeprowadzona w Stanach Zjednoczonych kosztuje około 170 tys. dolarów. Podczas spotkania życzono, aby urodzona 1 października 2017 roku Matylda w 2038 roku pobiegła na trasie Freedom Charity Run. 
Marek Zaradniak
Głos Wielkopolski


Dzień 1 - 1.09.2018 r., Poznań - Leszno
Wieniec miał biało-czerwone kwiaty i szarfy z nadrukowanymi flagami wszystkich krajów z naszej, planowanej trasy. Złożyliśmy go w hołdzie ułanom, którzy w 1920 w Bitwie Warszawskiej obronili rodzącą się 100 lat temu niepodległość Polski. Na pl. Wolności w imieniu władz miasta żegnała nas dr. Ewa Bąk oraz Past Gubernator Lions Clubs Maria Sterczewska. Przepięknie przemawiał Konsul Honorowy Francji, prof Szram, wspominając generała Focha i wsparcie, bardzo zaprzyjaźnionej z Polską,  Francji. Wzruszenie ogarniało wszystkich gdy Dominik Górny, przedstawiciel Towarzystwa Powstania Wielkopolskiego, ubrany w mundur powstańczy, mówił o patriotyzmie i odwiecznym dążeniu Polski w kierunku wolnej i demokratycznej Europy. Polały się nam wszystkim łzy gdy mama Matyldy Klimowicz z córeczką na rękach dziękowała za ogłoszenie zbiórki na operację jej nóżki. Będziemy biec i zbierać przez ponad 1 000 kilometrów w 4 krajach na operację Matyldy oraz na dzieci, które przed wojną uciekły z Syrii, a teraz żyją w obozie dla uchodźców w Arsal na terytorium Libanu. Operacja Matyldy musi się udać, bo przecież Matylda we Freedom Charity Run 2038 pobiegnie z nami!

W Poznaniu żegnało nas blisko 100 osób. Wielu z nich miało na sobie nasze koszulki biegowe, a w rękach niebieskie balony z logo FCR 2018. Piotr Horbulewicz w imieniu  Lions Club Poznań Pillory już zadeklarował pierwszą wpłatę dla Matyldy i dzieci z Syrii - 5 000 zł. Jacek Janowiak, fotograf, całe swoje honorarium też przekazał na leczenie Matyldy. Dobry początek? Dobry to niewłaściwe słowo- rewelacyjny dopiero brzmi właściwie!

O pomoc w organizacji startu poprosiliśmy Anię Guziałek. Z zadania wywiązała się z charakterystycznym dla siebie profesjonalizmem, entuzjazmem i wdziękiem. Jej opieka roztoczyła się także na podpoznańskie Puszczykowo- miasto Angeliki Kerber, tegorocznej triumfatorki Wimbledonu. Przepięknie położone, świetnie zorganizowane.

Tutaj, koło pomnika poległych za niepodległość, czekali na nas harcerze. Gdy Janek i Hubert, którzy biegli na pierwszej zmianie, dobiegli, wszyscy razem złożyliśmy wiązankę. Potem popędziliśmy już prosto na puszczykowski rynek. Czekał na nas tam burmistrz Andrzej Balcerek z grupą mieszkańców i naszą koleżanką z Lions Clubs Poznań Polonia Asią Szafarkiewicz. Choć czuliśmy się tam jak w domu, po pysznym posiłku ruszyliśmy w drogę.
Ok 10 km przed Lesznem dołącza się do nas Łukasz Kisło, triatlonista. Po kolejnych kilometrach także jego żoną Ulą, jej koleżanką Anią i z córką Dobrochną, jeszcze w wózeczku. Pomimo ulewnego deszczu, wszyscy w dobrej formie dobiegają do mety na rynku. Ceratka świetnie ochroniła Dobrochnę, która słodko się do nas na mecie uśmiechała. Dla koleżanek i kolegów z Leszna nie ma rzeczy nie możliwych. Okazuje się, że dla ich dzieci również.
Pod dmuchaną bramą wraz z viceprezydentem Leszna Adamem Mytychem w strugach deszczu czekało na nas ok. 100 osób. To koleżanki z Lions Club Leszno wraz ze swoimi podopiecznymi- dziećmi z zespołem Downa. Większość ubrana w nasze koszulki biegowe. My "musimy" biec nawet w deszczu, bo tak sobie przecież postanowiliśmy oraz wszem i wobec ogłosiliśmy. Oni mokną w deszczu bo chcą nas podtrzymać na duchu i pokazać, że to co robimy znajduje ich absolutne wsparcie. Serce nam rośnie, a nogi same przyśpieszają.
Jest jeszcze jeden powód dlaczego biegnie nam się wspaniale. To buty od naszego sponsora sportowego Saucony. Michał Bartoszak dobrał indywidualnie na każdą naszą stopę modele Everun Support Frame o kolorze ocean blue. Szczególnie to istotne w moim przypadku. Zerwane 20 lat temu więzadło krzyżowe z upływem lat coraz głośniej przypomina mi, że go nie mam. Muszę uważać. Umówiliśmy się z kolegami, że w tym roku pobiegnę 1/2 tego dystansu co pozostali: Daniel, Jacek, Mateusz, Jasiu i Hubert. Jasiu ma ślub w rodzinie, będzie miał więc kilkudniową przerwę w bieganiu, a przecież tegoroczna trasa  1 049 km będzie najdłuższa w historii FCR. Właśnie dlatego w tym roku nasz team powiększył się aż o dwóch nowych kolegów Jasia i Huberta.  Dzięki tym zmianom czujemy się z teraz bezpieczniej, a Saucony nam, a mnie szczególnie, ten komfort wzmacnia. Dzięki Michał.

PDG Mariusz Szeib
LC Poznań Rotunda

http://poznan.wyborcza.pl/poznan/7,36001,23849850,by-mala-marianna-mogla-chodzic-oni-pobiegna-do-strasburga.html

  • D-01_00
  • D-01_01
  • D-01_02
  • D-01_03
  • D-01_04
  • D-01_05
  • D-01_06
  • D-01_07
  • D-01_08
  • D-01_09
  • D-01_10

Dzień 2 - 2.09.2018 r. Leszno - Wrocław
Rano Ania Werno i Małgosia Milczarek-Woźna z rowerami czekały na nas przy pomniku 55 pułku piechoty. Strzegł on polskich granic od 1918 r., bo granica przebiegała zaledwie 3 km na zachód od Leszna. Tam też czekał nasz wczorajszy co-runner Łukasz. Hubert Jaskółka i Janek Deckert pobiegli wraz z Łukaszem na pierwszej zmianie.

Hubert i Janek to w naszym teamie debiutanci. Hubert jest po 2 maratonach ( najlepszy 4:10), z tym że pierwszy maraton przebiegł dopiero na swoją 60- tkę. W młodych latach grał w piłkę na prawej pomocy w Otmęcie Krapkowice. Daniel też ma na swojej liście dwa maratony (ten lepszy 4:02). Janek jest w naszym gronie rekordzistą z 38 maratonami (najlepszy 3:50). Poza maratonami od 15 lat zalicza triatlony- do tej pory zebrało się tego ponad 30. Jacek Trębecki, jest najszybszy- kilka lat temu przebiegł maraton w Edynburgu w 3:26. To był najlepszy  z 32, które już zaliczył w ciągu ostatnich 10 lat. Wszystko to jednak blednie przy wyczynach Mateusza. Potrzebował „zaledwie“ 31 godzin na podwójnego Ironmena (7,6 km pływania, 360 km na rowerze i ponad 84 km biegu, czyli podwójny maraton). Na regenerację nie miał zbyt wiele czasu, bo wszystko to machnął w zeszłym tygodniu.
Po drodze zatrzymujemy się na herbatę pod Rawiczem, w „Restauracji pod Topolami“. Właściciel, Tomek Kopij, kusi nas pysznym rosołem i pomidorową. Też jest sportowcem- -zalicza triatlony. Kiedy przychodzi do płacenia okazuje się, że posiłek został przez niego zasponsorowany. Dzięki Tomku! Nasza biegowa koszulka niech będzie dla Ciebie dowodem naszej wdzięczności.
6 km przed Wrocławiem dołącza do nas Piotr Janas członek LC Wrocław M2M. Rozem z Danielem, Mateuszem i Jackiem biegną w kierunku pl. Solnego. Pozostali z nas dołączają tuż przed metą gdzie pod Iglicą czekają na nas Piotr Mazur, przedstawiciel Urzędu Miasta z Wrocławia oraz Irek Maj, przyszły gubernators Okręgu Lions Clubs w Polsce wraz z żoną Elżbietą i całą masą przyjaciół. Wspaniała atmosfera przywitania we Wrocławiu napędza nas na następne dni.
Właśnie otrzymaliśmy pismo od Sekretarza Generalnego Parlamentu Europejskiego Klausa Welle, że wyjątkowo wyraża zgodę na zakończenie biegu Freedom Charity Run nie tylko przed budynkiem Parlamentu Europejskiego ale na Agorze, czyli w jego wnętrzu. W dobie zamachów terrorystycznych i masy dodatkowych formalności to brzmi absolutnie wyjątkowo. To wyróżnienie napędza dodatkowo nasze mięsnie. Będzie to nam potrzebne- jutro pierwszy z trzech etapów o długości powyżej  100 km. W dodatku pobiegniemy go w 4 i pół osoby. Poza moją „połówką“ do resztę podzielą się Daniel, Jacek, Mateusz i Hubert. Janek w pilnych sprawach zostawia nas na 1 dzień. Dojedzie jutro wieczorem do Kamiennej Góry.  Pobiegnie następnie z nami do Pragi i wróci do Polski na ślub w rodzinie, aby następnie wrócić na ostatnie 3 etapy.
Dzień 3, 3.09.2018 r.  Wrocław - Kamienna Góra

Plac Freedom we Wrocławiu doskonale nadawał się do startu Chrytatywnego Biegu Wolności. Wrocławianie częściej używają nazwy „pl. Wolności“, a my „Freedom Charity Run“ ale przecież w jakim byśmy języku tego słowa nie wymawiali sens pozostaje identyczny.
Irek Maj wraz z Jackiem Garstką dali sygnał startu. Pierwsze metry przebiegliśmy w komplecie a potem, w ponad 20 kilometrową trasę, ruszyli Daniel z Hubertem. Dzisiaj przed nami 102 km. Wszyscy mają więc w perspektywie odcinki półmaratonowe, ja ćwierć.
Dobrze, że dostaliśmy łubiankę śliwek od Eli i Irka- bardzo nam witaminy będą potrzebne. Temperatura teraz- 20 C, w południe ma być 27. Uff jak gorąco!
Biegniemy z Wrocławia na Sobótkę. Kilka razy przebiegamy nad autostradą lub będąc w jej pobliżu. Poniedziałek rano, tak jak krew podczas biegu szybciej krąży w naszych tętnicach,  tak strumień samochodów przyśpiesza na autostradzie (tutaj A4), krwiobiegu polskiej gospodarki. Hale magazynowe, budynki biurowe, drogi w przebudowie, Polska jednym wielkim terenem inwestycyjnym. Duma rozpiera obserwując obecny poziom naszego rozwoju, tego co zrobiliśmy razem w niespełna 30 lat. 
Mijam skrzyżowanie ulic Koreańskiej i ul. LG- bawię się świetnie, gdzie ja jestem??? Za moment rozumiem skąd te nazwy- po lewej ogromne hale koreańskiego koncernu, jedna z największych inwestycji zagranicznych minionych lat w Polsce. Niektórzy w kraju załamują ręce, że to nie „Neptuny“ i „Szmaragdy“. Inni cieszą się, że mamy tak sprzyjające otoczenie makroekonomiczne, które przyciąga zagraniczny kapitał. W około takiej inwestycji powstaje tysiące polskich firm kooperujących, powstają tysiące miejsc pracy, a krwiobieg naszej gospodarki przyśpiesza. Bogaćmy się wspólnie, z Europą i światem, tak jak robimy to od 1989 budząc powszechne uznanie. 
W tym roku Hubert pozyskał dodatkowych sponsorów: Cementownię Górażdże, Filplast- producenta okien na rynki europejskie i światowe, Powiat Krapkowice. Dziękujemy, pomoże to nam pokryć bieżące wydatki, a resztę przekażemy dla dzieci z Syrii i dla Matyldy.
Skoro mowa o sponsorach, trzeba też wspomnieć o dofinasowaniu  Okręgu Lions Clubs, które pomogło nam pokryć koszty nadruków na 500 koszulkach ufundowanych przez Texet Poland. Będzie co rozdawać lub zamieniać na 10 Euro/szt. O taki dobrowolny datek zazwyczaj prosimy. Wszytkie zebrane w ten sposób fundusze bez żadnych potrąceń trafią do naszych beneficjentów. Koszulki w tym roku są tak atrakcyjne, że już teraz jest wielu chętnych.
W tych koszulkach, 8 km przed Kamienną Górą czekało na nas KGB. Właściwie to nie „czekało“ a „czekała“ bo to skrót od Kamienogórskiej Grupy Biegowej. Dziesięcioro młodych ludzi m.n Arek Jaracz i Arek Dybiec z Urzędu Miasta, o których już wspominałem w rozdziale o naszych przygotwaniach oraz Ada Pakuła, świetna organizátorka, władająca perfekt czeskim. KGB obiecało pobiec jutro z nami do granicy z naszymi południowymi sąsiadami, a dzisiaj prowadziło na Rynek. Takiego przyjęcia nie spodziewaliśmy się. Setki mieszkańców z burmistrzem Krzysztofem Świątkiem na czele czekało na nas pod wielką dmuchaną bramą mety. Wkrótce po jej przekroczeniu zaproszono nas na scenę abyśmy mogli opowiedzieć o celu biegu. Następnie specjalna grupa taneczna nauczyła nas Salsy, którą wkrótce tańczył, wraz z nami cały  rynek.  Doskonały streching mięśni po jednym z najdłuższych odcinków.
Wieczór spędzamy w restauracji „u Leszka“. Świetne golonki, którymi uzupełnialiśmy kolagen w stawach oraz cały zestaw dań, zapewne równie wybornych. Leszek urządzał przyjęcie w Strasburgu 19.11.2002, wtedy gdy zadecydowano o akcesji Polski do UE. Do Strasburga wybiera się za 2 dni, niestety musi wrócić przed końcem tygodnia, więc na ponowne spotkanie, tym razem w Strasburgu nie mamy szans. 
Mariusz
 
P.S.
Etap dłuższy od dwóch pierwszych nie tylko dlatego,  że po prostu dłuższy ale również dlatego, że Janek musiał udać się do Krakowa w sprawach służbowych. Każdemu z nas przypadło trochę więcej kilometrów. Ponadto to był trzeci dzień biegu, więc podobno kryzysowy. Po wybiegnięciu z Wrocławia szerokimi arteriami wbiegliśmy na drogi węższe, lokalne często bez pobocza, aż w końcu wyznaczona trasa poprowadziła nas przez drogi polne wśród kukurudzy i chylących się ku ziemi słoneczników. Wprawdzie trudno je porównać do prostych jak strzała wywołujących poczucie zagubienia w czasie i przestrzeni śródkukurydzianych dróg w Kentucky lub w Indianie ale wspomnienia zostały przywołane. Po 22km, w takich między innymi okolicznościach przyrody, ostatni kilometr zostawiliśmy sobie z Hubertem na obiegnięcie Kamiennej Góry i wbiegnięcie na Rynek. Było rewelacyjnie o czym Mariusz napisał powyżej.    
Daniel

  • D-03_01
  • D-03_02
  • D-03_03
  • D-03_04
  • D-03_05
  • D-03_06
  • D-03_07

Dzień 4, 4.09.2018 r.   Kamienna Góra
Po pięknym ratuszu, wybudowanym ponad 100 lat temu, przed startem oprowadzał nas burmistrz Krzysztof Świątek. Piękny budynek z ciekawą historią. Punkt 8.30 pan burmistrz strzałem z pistoletu startowego dał nam znak- w drogę ku granicy.
Czeka tam na nas Miroslav Vlasak, burmistrz granicznej miejscowości Zacler ,w otoczeniu czeskiej młodzieży z pobliskiej szkoły.
Opowiadamy im co to „We Serve“, dlaczego biegamy, czemu warto pomagać innym, zarówno tym co blisko, jak i tym co daleko. Prosimy o rozpropagowanie celu charytatywnego FCR 2018 wśród znajomych i rodziny.
Młodzież wszędzie jest taka sama. Za każdym razem, w Polsce, na Litwie, czy w Niemczech tłumaczymy, że razem, że w jednym kierunku, że z tą samą prędkością. Funkcjonuje to przez pierwsze 100 do 200 m. Potem energia i młodzieńczy entuzjazm biorą górę-  młodzi zasuwają co sił w nogach. Udało nam się jednak tuż przed końcem młodzież wystopować i razem wbiegliśmy na boisko szkolne.
Na 6 km przed Jicinem, miastem Rumcajsa, Hanki i Cipiska zatrzymał na radiowóz policyjny. „To my już Was do samego Jicina popilotujemy“ tak po czesku powiedział Pan Policjant, że wszystko zrozumieliśmy. Jeden z policjantów pobiegł z Jackiem i Mateuszem, bo była to ich szychta. Po drodze krótki przystanek w Valdicach, w unikalnej budowli Loggi Wallensteina. W tej romantycznej scenerii czekał na nas starosta dr Jan Maly oraz Alena Stillerova, wspaniała osoba, przedstawicielka władz miasta, na której spoczywała cała organizacja naszej wizyty.  Nawodniono nas, pokazano Loggię i ruszyliśmy wraz z 20 lokalnymi biegaczami w kierunku rynku. Po drodze dołączali do nas kolejni biegacze wraz z grupą ok 20 dziewcząt trenujących w miejscowym klubie koszykówkę. Ostatni kilometr, prowadzenie przez Starostę  przebyliśmy w blisko 100 osobowej grupie.
Na słynnym i pięknym Jicinskim rynku zamiast Rumcajsa czekała na nas kolejna grupa fanów.  Z przygotowanej sceny mogliśmy podzielić się ideą FCR i wytłumaczyć dlaczego We Run We Serve służy zarówno przyjaźni między krajami jak i tym co w potrzebie.
Jutro wstaniemy wcześniej. Mamy ważny powód - o tym w Dniu 5.
 
Mariusz 
 
P.S.
W wyprawach biegowych jedną z większych frajd są ludzie, których spotykasz. W Kamiennej Górze to było zdarzenie dwóch różnych pokoleń. Niecałe 20 km za Kamienna Górą, naszym biegowym wyczynom, przyglądał się starszy gentleman. Ponieważ wyróżniamy się swymi kanarkowym koszulami, podszedł żeby życzliwie spytać, kim jesteśmy. Od słowa do słowa okazało się Pan Zbigniew Hyziak jest z pokolenia pierwszych polskich osadników. Miał 13-14 lat jak w 1945 roku z małej wioski koło Stanisławowa załadowano ich w wagony węglarki bez dachu. Mama spodziewając się wywózki już kilka tygodni wcześniej zaczęła piec chleby. Te chleby i mleko od krowy, która jechała z nimi wagonie stały się walutą wymienialna na długiej dwumiesięcznej wędrówce na Zachód. Ich pociąg ciągle stawał na stacjach by przepuszczać jadące na wschód wojskowe eszelony pełne zdobycznych dóbr. Piętrzyły się pod gołym niebem, w listopadowych deszczach fortepiany, maszyny do szycia, silniki. Pierwszy gorący posiłek w postaci grysika na mleku zjedli dopiero pod Krakowem. Aż pewnego dnia pociąg stanął, drzwi się otworzyły i głos powiedział, koniec podroży. Przez dwa lata mieszkali w jednym domu z niemiecka rodziną, szybko się dogadali zjednoczeni wspólnymi losem. Jednych już wypędzono ze Stanisławowa, drugich za chwile wypędzą z Landeshut.
I genialna Ada, ze swym szefem Arkiem pracujący w Kamiennogórskim urzędzie miejskim. Ada kończyła bohemistykę w Brnie i filozofię we Wrocławiu. Inteligentna wysportowana, razem z Arkiem i kilkunastoma młodymi zapaleńcami utworzyli Kamiennogórski Klub biegowy. Niezmordowanie obiegali wszystkie szlaki górskie. I rzeczywiście są nie do zdarcia. Towarzyszyli nam przez ostatnie kilkanaście kilometrów do Kamiennej i rzeczywiście dawali takiego czadu, że z Mateuszem (facetem, który jako 9 Polak zrobił double ironman) dali nam niezły wycisk. Ale za to na Rynku, nie uwierzycie, brama, scena, tłumy ludzie, ech na filmie wszystko widać. W każdym bądź razie z Arkiem przegadaliśmy pół nocy. To naprawdę ciekawy kawałek Polski z olbrzymim potencjałem. Piękne szlaki, coraz czystsze powietrze, jeziora, szlaki narciarskie i przede wszystkim brak ludzi. Mogliby się reklamować jak dawna Chorwacja – przyjedź do nas zanim zrobią to tysiące turystów. Jesień tu jest piękna.
Arek i Ada reprezentują już to pokolenie, które dzięki obyciu w świecie, znajomości języków, otwartości nie pielęgnuje kompleksów, jest otwarte na współpracę i znajduje partnerów w Czechach Niemczech. Mają też szefa otwartego na takie działanie.
Burmistrz Kamiennej Góry z dumą pokazywał nam swe miejsc pracy. Niewiele osób wie, że Kamiennogórski ratusz kilka lat temu został uznany za jeden z dwóch najlepiej odrestaurowanych obiektów tego typu w Polsce. Nietrudno sobie wyobrazić jak w tych sklepionych izbach zbierali się co zacniejsi obywatele miasta by radzić. Piękne są witraże, bez problemów odwołujące się do historii tego miejsca. Jeden z nich piękną szwabachą opisuje podstęp wojsk Bolka II Świdnickiego, który odebrał w XIV w Kamienną Górę z rąk czeskich najemników, przemycając swych żołnierzy ukrytych w wozach z sianem. Drugi mówi o szczycie świetności miast a w XVIII wieku, gdy wytwarzany tutaj len trafiał do całej Europy w tym, jako wyposażenie okrętów jej Królewskiej Mości Królowej Anglii. Trzeci pokazuje bitwę podczas wojen śląskich, gdy pruski garnizon został wybity niemal, co do jednego przez zjednoczone wojska austriacko –rosyjskie. Od totalnej klęski uchroniło Fryderyka niespodziewana śmierć cara i gwałtowna zmiana sojuszy.
Jako ciekawostkę podam, że na powtórzenie takiego cudu liczył Adolf Hitler stąd feta, z jaką uczcił śmierć FD Roosevelta. Okazało się jednak, że Harry Truman nie miał najmniejszego zamiaru zmieniać sojuszy.
Ada była skarbnicą wiedzy o Czechach. Po kilka latach studiów nie tylko świetnie poznała język, ale również poznała samych Czechów. Ciekawie naświetlała nam relacje polsko - czeskie.
Okazało się wśród Czechów nadal żywy jest stereotyp Polaka- frajera. Słowo to ma w Czechach trochę inne znaczenie. Frajer to nie jeleń tylko raczej cwaniak albo jeszcze lepiej, pozer, szpaner. Gość który udaje, ze ma więcej niż ma. Właśnie ta ostentacyjna chęć pokazania się razi skromnych raczej Czechów. W dodatku pamiętają jeszcze najazdy Polaków na kurorty narciarskie i kradzież nart. Polacy po prostu brali jak swoje wystawione przed barami i pubami- oczywiście nigdy nie oddawali.
Do tego olbrzymi żal, jaki jeszcze teraz czują Czesi. Termin sierpień '68 jest tam ciągle żywy. O dziwo nie mają takiego resentymentu do Niemców, Węgrów, Rosjan nawet, co do Polaków. I jeszcze wcześniej zagarnięcie Zaolzia. W oczach Czechów, nasze żale, co do przebiegu II wojny światowej są, co najmniej niepoważne. Gdy Czesi zwracali się z prośbą o pomoc, z pogardą się odwróciliśmy, zagrabiając nawet część ich terytorium. 
Dzień 5, 5.09.2018 r.  Jičin- Praga
Zdena Klemesova wyszła ze sklepu, w którym pracowała, bo usłyszała krzyk młodej dziewczyny - napastował ją pijany żołnierz. W obronie dziewczyny stanął także Jaroslav Vesely młody muzyk z Jicina - oboje zostali zastrzeleni. Jarek najpierw dostał w nogę, a kiedy leżąc na ziemi zwijał się z bólu, żołnierz poszedł i dobił go kolejnym strzałem. Ta straszna zbrodnia miała miejsce dokładnie 50 lat temu.  8 września 1968 r., podczas okupacji Czechosłowacji przez Armię Czerwoną i jej „bratnie“ (ludowe) armie PRL, DDR, WRL i LRB. Mordercą był niestety Polak. Dziś przed biegiem złożyliśmy wiązankę biało- czerwonych kwiatów z szarfą w tych samych kolorach. Łzy w oczach, wielki wstyd-  nigdy więcej totalitaryzmów prowadzących do tak haniebnych zachowań.
Na Jičinskim rynku, tuż obok muzeum Rumcajsa, żegnali nas burmistrz Jan Maly i Alena oraz kilku mieszkańców, w tym Peter Kordik, znany maratończyk, organizator biegów w Jicinie. Żegnała nas także p. Wildova, reporter Česku Rozhlas Hradec Kralové. Kolejne osoby „kupiły“ T- shirt biegowy, przekazując korony na nasz cel charytatywny. Kelnerka z hotelu, w którym mieszkaliśmy, zapytała czy może kupić koszulkę. Chcieliśmy jej dać ją w podziękowaniu za wspaniały serwis. Uparła się- przekazała na dzieci 500 ČKR.
W przy murach zamku w Čtenicach, ok 15 km przed Pragą, czekają na nas dwaj biegacze praskiego klubu RunCzech- Tomek i Martin. Poza nimi dwaj prascy policjanci na rowerach. Prowadzą nas jak po sznurku na Marianske Namesti, gdzie czeka już na nas grupa członków praskich Klubów Lions wraz z przedstawicielem władz Pragi Martinem  Churavy i  gubernatorem Janem Kalašem. Przyjechał także z Pilzna vice gubernator  Čestmir Koželucha. Mówił, że Pils z Pilzen już się chłodzi.
Ku naszemu , jakże miłemu zaskoczeniu, władze Pragi przygotowały czek na 15 000 CZK. Przekazał nam go Martin Churavy. To pierwszy przypadek, kiedy na powitanie władze miasta robią naszym beneficjentom taki wspaniały prezent.
Wieczornych rozmów z naszymi braćmi Czechami nie było końca. Choć wspomnienia zaczęły się od Nemocnicy na Kraji Mesta i Czterech Pancernych, to  w trakcie upływu czasu zaczęliśmy się koncentrować na obecnej współpracy w ramach UE. Byliśmy całkowicie zgodni - budujemy spolu svobodnou a bezpečnou Evropu!

Dzień 6, 6.09.2018 r. Praga - Pilzno 
Janek Deckert się uparł - „będę biegał w Poznaniu“. Cóż mieliśmy zrobić- zgodziliśmy się. W maju, w miesiąc po potwierdzeniu swojego udziału w FCR 2018, Janek zadzwonił zmieszany- „siostrzenica wychodzi za mąż, pobiegnę tylko do Pragi“. Zaprosiliśmy więc do naszego teamu Huberta, który zgodził pobiec się od Wrocławia. Potem Hubert zdecydował się pobiec całą trasę, a Janek dołączyć do nas z powrotem w Aalen.
Teraz Janek też nie zamierza odpuścić. Podczas pobytu w Polsce, przed i po ślubie siostrzenicy, swoje odcinki, w tym dzisiejszy 16,5 km, pobiegnie korespondencyjnie, a na naszej trasie jego dystans będzie pusty. Zsumowana ilość kilometrów przebiegnięta przez nasz team będzie równa, jak co dzień, ilości kilometrów wcześniej zadeklarowanych.
Przed „Hotel Golf  Prague“, punktualnie o 8.30 czekali nasi czescy przyjaciele, z Janem Kalasem, Antonem Gerákiem i Hagen Samesem  na czele. Uroczystego startu dokonał vice starosta Pragi Lukáš Herold. Razem z nami wybiegła na trasę Veronika, instruktorka fitness z Pragi. Cały czas biegła z uśmiechem na twarzy, co i rusz podkręcając tempo. Daniel z Hubertem z językami do pasa ledwo dociągnęli do tablicy Praha, gdzie po przebiegnięciu 5 km pożegnaliśmy Veronikę.
9 kilometrów przed metą w Pilźnie minęliśmy połowę naszego całego biegu- teraz już będzie z górki! Fakt, że największe górki dopiero przed nami...
W drodze do Pilzna, na kilka kilometrów przed metą, czekali na nas miejscowi biegacze, w tym Čestmir- triatlonista, syn przyszłego gubernatora Czech i Słowacji Čestmira Koželuhy. Tym razem Jacek i Mateusz, z prędkością 5:15 min/km, ambitnie nadążali, pomimo słynnych „czeskich kopców“, za wspaniale wybieganą czeską młodzieżą.
Ostatni kilometr kończyliśmy, jak zwykle wspólnie, na przepięknym rynku. Wieczorem przy najlepszym piwie na świecie Pilzneńskim Pilsie opowieściom o wspólnych działaniach nie było końca. Čestmir (senior) przyjedzie ze swoją żoną na metę w Strasburgu. Cieszymy się z góry na to spotkanie.
Ze strony Braci Czechów przez minione 3 dni doświadczyliśmy wiele serdeczności i dowodów przyjaźni. Jak to wspaniale przybiec, porozmawiać, podzielić się spostrzeżeniami, tym co nam się podoba i tym czego nie lubimy. Bez względu na niuanse wszyscy jesteśmy zgodni- Unia Europejska to wspaniały projekt, który powinniśmy ze wszelkich sił wspierać- to po prostu nasza jedna, wielka rodzina.
P.S. W trakcie dnia Janek poinformował nas, że dzisiaj w Poznaniu na trasie Lusowo- Zakrzewo-Pokrzywno przebiegł 16,5 km, a jutro przebiegnie to, co na niego teoretycznie przypada 18,2 km. Zaliczyć jemu te korespondencyjne biegi?
P. S. 2 w Pilźnie zbierzemy na pomoc dzieciom prawdopodobnie kolejne 1 000 Euro. To nasz największy tryumf!
  • IMG_8820
  • IMG_8821
  • IMG_8822
  • IMG_8823
  • IMG_8824
  • IMG_8825
  • IMG_8826
  • IMG_8827
  • IMG_8828
  • IMG_8829
  • IMG_8830
  • IMG_8831
  • IMG_8832
  • IMG_8833
  • IMG_8834
  • IMG_8835
  • IMG_8836
  • IMG_8837
  • IMG_8838
  • IMG_8839


Dzień 7,  7.09.2018 r.  Pilzno - Weiden 100 km 
Ahoj gościnne Czechy! Ruszyliśmy punkt 8.30 z pilzneńskiego, przepięknego rynku w kierunku granicy z Niemcami. Od Čestmira dowiedzieliśmy się, że czeskie „cześć” to skrót od łacińskiego wyrażenia Ad HOnorem Jesu! (czyli: Ku chwale Jezusa!). Co najbardziej zaskakujące ,to że przejął to niemorski kraj jakim są Czechy od ...żeglarzy. "Ahoj" krzyczane na morzu pojawiło się wówczas, kiedy wykrzykiwano to do statków, żeby się dowiedzieć, czy ci co właśnie nadpływają to nie jacyś Saraceni. Sprawdźmy lepiej;  nasi to, czy obcy? Na morzach i jeziorach zawołanie to pozostało do dziś.
Na granicy nasi koledzy z Niemiec nie mówili Ahoj, a Herzliche Wilkommen. Na leśnej drodze czekała na nas grupa lionów z na czele z DG Wolfgangiem Deblerem i naszym contact person w Weiden, Wolfgangiem Wuerschingerem. Pobliskie miasto reprezentował burmistrz Johan Mauer. Wybiegliśmy z Polski z dwoma flagami Polski i UE, do Czech wibegliśmy z trzema flagami: Polski, Czech i UE. Teraz dodaliśmy flagę niemiecką. Cieszyliśmy się wspólnie, że tak gdzie jeszcze 30 latemu stały czołgi i karabiny maszynowe, teraz jedynie mała tabliczka przypomina o granicy między dwoma unijními, zaprzyjaźnionymi państwami. W lipcu byłem na wycieczce na Białorusi. Nasz autobus, jedyny na granicy, czekał na odprawę blisko 3 godz- no comments.
Ostatni odcinek przed Weiden biegną Jacek z Mateuszem, końcówkę znów wszyscy razem, wraz z 4 flagami. Trzy kilometry przed metą dołączyli biegacze z Weiden: Maria, Klaus, Ludwig, Herald, Georg i Martin. Niektórzy biegają maratony ok. 4 h, Maria 3:20, a jeden z naszych nowych współbiegaczy 2:44 (sic!). Znów mogli nas przeczołgać, skończyło się na wspólnym biegu z tą samą prędkością w tym samym kierunku.
Tego jeszcze nie bylo. Na rynku czekali na nas przedstwiciele miasta i Lions Klubów wraz z 20 osobową orkiestrą ludową Stadt Kapelle Weiden- OPF. Od DG Wolfganga Deblera i naszego wspaniałego organizatora Wolfganga Wuerschingera dowiedzieliśmy się, że lioni z Weiden, 50 tys miasteczka, wsparli cel charytatywny FCR 2018 donacją w wys. 1000 Euro. Dzięki w imieniu dzieci, tych którym zamierzamy pomóc.
Dzisiaj doszła do nas wspaniała wiadomość! Ale o tym już jutro...
Dzień 8,  8.09.2018 r.  Weiden - Nuernberg 90 km
Prezes Rady Ministrów  1997-2001, Przewodniczący Parlamentu Europejskiego w latach 2009-2012 skorzystał z naszego zaproszenia i potwierdził swoją obecność na finiszu biegu w Strasburgu! Mowa oczywiście o prof. Jerzym Buzku, legendzie polskich reform i parlamentaryzmu europejskiego.  Zaproszenie w naszym imieniu wysłała Ania Kuczkowska z LC Leszno - dzięki Aniu. Jego akceptacja to dla nas i całej inicjatywy Freedom Charity Run wielkie uznanie.
Unoszeni tą wiadomością, jak na skrzydłach pobiegliśmy do Norymbergi. Gorąco. Po drodze, widząc zdyszanego Huberta, zatrzymuje się niemiecki rowerzysta i proponuje swoją butelkę wody.
W Lauf an der Pegnitz, ok. 18 km przed Norymbergą, czeka na nas Erwin Bittel. Szczupły, z szerokim uśmiechem 50. latek w kapeluszu, spod którego wylewają się gęste nieco przyprószone siwizną włosy- to legenda niemieckich maratonistów. Do tej pory Erwin przebiegł 281 maratonów, w tym ten w Paryżu, w 2010 roku. Nieświadomi biegliśmy go razem wraz z pozostałymi 50- ma tysiącami maratończyków. Los nas znów ze sobą skojarzył: w innym miejscu, w innym czasie ale tylko dzięki wspólnemu hobby- bieganiu.
Norymberga, miasto wielkości Poznania, ma także około 1000 letnią historię, związaną częściowo z Polską. To tutaj w 1543 r. wydrukowano po raz pierwszy na świecie „De revolutionibus orbium coelestium“- odkrywcze dzieło Kopernika. Tutaj wydano pierwszy, poza granicami naszego kraju, utwór polskiego kompozytora, Wacława z podpoznańskich Szamotuł. Tutaj zmarł autor słynnego ołtarza w krakowskim Kościele Mariackim - Wit Stwosz. Może i dlatego Kraków to miasto partnerskie Norymbergi.
Na rynku wita nas przedstawiciel miasta Nasser Ahmad oraz przedstawiciel miejscowych Lionów Hans- Hermann Ueffing. Tłumy spacerujących mieszkańców tego pięknego miasta przygląda się uroczystemu i serdecznemu powitaniu.
Wszyscy czujemy zmęczenie.  Pozostało 325 km z 1049 zaplanowanych. Za nami więc już 70 % trasy. Jutro czeka nas najdłuższy dystans 112 km do Aalen, potem drugi z kolei „zaledwie“ 109 do Herrenburga, następnie 98 do Kehl i runda honorowa przez Ren do Strasburga. Damy radę. 

Dzień 9, 9.09.2018 r. Norymberga - Aalen 112 km
Chociaż dzisiaj niedziela, Hans- Hermann był już w naszym hotelu przed 8.00. Wsiedliśmy wszyscy do naszego minivana i pojechaliśmy przez pół miasta do ogromnego gmaszyska. To tutaj w latach 1945-49 zwycięzcy sądzili zwyciężonych w tzw. Nuernberger Prozesse. W stan oskarżenia postawiono 185 osób za zbrodnie przeciw pokojowi, przeciwko ludzkości oraz za zbrodnie wojenne. Sędziami byli przedstawiciele „Czterech Mocarstw“: USA, ZSRR, W. Brytanii i Francji. Patrzyliśmy zadumani na to historyczne miejsce z tą samą refleksją- jakie szczęście, że żyjemy teraz w zupełnie innym świecie, zupełnie innej Europie, tej którą wspólnie budujemy.

Hans-Hermann, pomimo swoich 65 lat, co niedzielę biega z kolegami 18 km i prawie codziennie jeździ na rowerze.Widać to doskonale po sylwetce i dynamice w działaniach. Dzisiaj, właśnie na rowerze odprowadził nas do zamku położonego w miejscowości Stein, 10 km od Norymbergi. Właścicielem był (zmarł 2 lata temu) znany na całym świecie Anton Wolfgang graf von Faber Castell. Znany, bo to tutaj podczas Procesu Norymberskiego mieszkali sędziowie i oskarżyciele. Znany, bo pióra i długopisy Faber Castell służą do spisywania wspomnień i nie tylko wspomnień na całym świecie.
Po serdecznym pożegnaniu z Hansem- Hermanem ruszyliśmy w dalszą drogę tego najdłuższego odcinka. Blisko, co raz bliżej- pozostało niecałe 30% trasy. Pogoda doskonała, atmosfera w naszym teamie wspaniała, tylko nasze nogi jakby dużo cięższe niż te na początku.
Trasa mocno górzysta, dużo podbiegów. Pod zamkiem Lauchheim ok. 13 km przed Aalen czeka na nas Christoph Striner, młody członek miejscowego klubu Lion, wraz z grupą kilkunastu biegaczy. Wszyscy zakładają nasze koszulki biegowe. Dużą grupą, jak zwykle z flagami czterech państw plus Unii Europejskiej, wbiegamy na rynek. I tutaj ogromne zaskoczenie. Wraz z nadburmistrzem Thilo Rentschlerem, jest tam ok. tysiąc mieszkańców. Okazuje się, że trafiamy w Dni Miasta Aalen. Pan Rentschler wita nas niezwykle serdecznie, natychmiast zakłada naszą koszulkę. Podkreśla wielką rolę Unii Europejskiej dla pokoju na świecie, szczególnie koncentrując się na relacjach polsko-niemieckich. Opowiada o historii biegu Freedom Charity Run i jego roli w propagowaniu pokoju i działalności charytatywnej. Przekazuje nam czek na 200 Euro, a prezydent LC Aalen na 500 Euro. Radość nasza jest ogromna. Na koniec wraz ze wszystkimi  mieszkańcami skandujemy We Run, we serve, We Serve, WE SERVE!!!
Błyskawiczny prysznic i o 18.30 wyjazd autokarem na wspólną kolację dla przedstawicieli miast partnerskich Alen: z Francji, Węgier, Turcji i Mozambiku. Na miejscu wszystkich wita nas p. Rentschler, a następnie podczas przemówienia, wciąż trzymając w rękach naszą koszulkę, na pierwszym miejscu pozdrawia biegaczy Freedom Charity Run. Wiele osób podchodzi do nas z gratulacjami. Jest okazja do wymiany poglądów. Wraz z nami, przy stole siedzi Michaela Struchalla. To w jej rękach leżała cała organizacja naszego pobytu w Aalen. Dziękujemy Michaela!


Dzień 10, 10.09.2018 r. Aalen - Herrenberg 109 km
Dzień zaczęliśmy od złożenia biało-czerwonej wiązanki pod Freiheit Denkmal - miejscem pomięci tych, którzy stracili życie za wolność.
Janek wrócił! Wsiadł na stacji Poznań Główny wczoraj o 16.13 w pociąg do Berlina i po kilku przesiadkach dojechał do Aalen dzisiaj o 6.35. Cieszymy się, bo zżyliśmy się przez to wspólne bieganie. W dodatku po 9 dniach biegania czeka na nas dzisiaj 109 km, drugi najdłuższy etap. Lepiej też podzielić go na 6- ciu niż jak wczoraj na 5-ciu.

Jest ok 10.30 - dobiegamy do Schwabische Gmuend. Pomimo poniedziałku, czekają tam na nas Lioni z trzech sąsiednich klubów m.n. Michael Lang, Hartmut Schaal i Konniev Mangold. Stoły zastawione napojami, owocami i przysznymi preclami posmarowanymi masłem. Opowiadamy o historii i celach biegu. Niestety czas już ruszać w dalszą drogę.
Następny przystanek w Weiler, dzielnicy Schorndorfu. Czeka na nas Claudia Mischon, przedstawicielka burmistrza Matthiasa Klopfera. Claudia jest Polką i choć urodzona w Niemczech po polsku mówi bez najmniejszego akcentu. Wraz z członkami miejscowych klubów Lions jest tu także  Przewodniczący Strefy Ulrich Fritz. Nie ma wymówek - musimy zjeść lunch- pyszny, czas nas jednak pogania. Ulrich deklaruje, że w przyszłym tygodniu na spotkaniu Strefy omówi wsparcie dla naszego celu charytatywnego.
10 km przed Herrenbergiem spotykamy  grupę ok 30 miejscowych biegaczy. Wśrod nich jest także Michael Piske. Michael przebiegł ponad 300 maratonów, w tym 39 w Berlinie. Mam tam już swój nr - 1149. Pomimo 70-tki na karku energia nadal go rozpiera.
Całą grupą kieruje Clivia Schuker. To ona zaprosiła współbiegaczy, konsultowała z Danielem trasę, teraz biegnie razem z nami.
Na kilometr przed metą dołącza się do nas Jolanta Giedrojć- Gorąca, trzykrotna mistrzyni Polski w bojerach w latach 1979-81. Jest Olsztynianką, przyjechała odwiedzić znajomych, to właśnie Silvie i Michael Piske
Wbiegamy na prześliczny rynek w Herrenbergu. Czeka na nas tam duża grupa wraz Ralfem Heinzelmannem, przedstawicielem władz miasta. Z Ralfem uzgadnialiśmy wszystkie szczegóły. Mile zaskakuje nas wydrukowany banner Freedom Charity Run, pod którym kończymy bieg. Przed siedzibą władz miejskich wita nas prezydent  LC Herrenberg Guenter Multrus i od razu deklaruje wsparcie celu charytatywnego w wysokości 500 Euro. Jest też Jochen Schmidt, który z ramienia klubu organizował nasz pobyt w tej niezwykle gościnnej miejscowości w Schwabii.
Wieczorem bierzemy udział w spotkaniu klubowym LC Herrenberg. To pierwszy taki przypadek- jakże miły. Guenter dziękuje za wybranie jego miasta jako etapu biegu FCR 2018. Podkreśla jak ważną i potrzebną w obecnych czasach inicjatywą jest Freedom Charity Run. My dziękujemy za niezwykłą gościnność i za wsparcie celu charytatywnego. Mówię o tym jak istotne są relacje polsko-niemieckie dla budowy bezpiecznej i zasobnej Europy. 
Dzień 11, 11.09.2018 r.  Herrenberg - Kehl 98 km
Na miejsce startu przyjechali Ralf, Jochen i Michael. Z rynku w Herrenburgu, spod „naszego“ bannera startuje nas Oberbuergermeister Thomas Sprissler. Punkt 8.30 wybiegamy z gościnnego Herrengerga do Kehl. Oczekuje nas tam dr Hans-Juergen Lubberger, prezydent LC Kehl. Przez cały czas prowadzimy ożywioną korespondencję z kolegami z Kehl i Strasburga. Jesteśmy też w kontakcie z Europosłem Tadeuszem Zwiefką, który w naszym imieniu zaprasza swoich kolegów z Parlamentu do udziału w ostatnim kilku kilometrowym odcinku. Prowadzić będzie z mostu Mimran na Renie, granicy niemiecko- francuskiej, poprzez krótkie spotkanie przed siedzibą mera Strasburga aż do siedziby Parlamentu Europejskiego. Czyż mamy inne wyjście? Musimy dobiec!!!
Dzisiaj nie mamy spotkań z biegaczami po drodze, mamy za to Czarny Las - Schwarzwald. Jest piękny lecz pełen malowniczych podbiegów i zbiegów. Biegnąc delektujemy się jego pięknem i wspominamy włóczęgi górskie po Beskidzie Wyspowym,  Żywieckim czy Karkonoszach. Zdarza się też, że dziękujemy za Google Map, która przygotowywana co noc przez Daniela, niezawodnie, dzień w dzień prowadzi nas do celu.
Kehl jest kompletnie rozkopane. Przejechanie z jednej strony na drugą graniczy z cudem. Biegnąc na ostatniej zmianie, Mateusz i Jacek zbliżają się szybko do Tram Bridge w Kehl, Tam czekają na nas koledzy z lokalnego klubu.  My zastanawiamy się gdzie zaparkować, żeby zdążyć na ostatni kilometr, który zwyczajowo kończymy razem. Udało się! Od dworca kolejowego do mostu biegniemy już razem. Hans- Jurgen i jego koledzy z LC Kehl machają nam na powitani. Praktycznie to koniec naszej mordęgi!!!
Wbiegamy na środek mostu. Tam jest linia, której dzisiaj nie wolno nam jeszcze przekroczyć. To granica z Francją, przebiegniemy ją jutro o 13.30,  w drodze do urzędu miasta Strasburga, a potem już prosto do Parlamentu Europejskiego.
 
1043 kilometry za nami. Jutro już tylko 6.  

Dzień 12, 12.09.2018 r.  Kehl - Strasburg 12 km
Z 6 km zrobiło się 12! Ale po kolei.
Hans- Juergen Lubberger, doktor chemii, a równocześnie specjalista od zarządzania kryzysowego wraz z kolegą z LC Kehl Danielem, opiekowali się nami od samego rana. Sporym wyczynem było przewiezienie naszego samochodu na metę do Strasburga i powrót na 13.00 do Kehl. Miasto jest kompletnie rozryte, a korki gigantyczne.
O 13.00  przy moście Mimron, pod pomnikiem „Begegnung“, który symbolizuje pojednanie, pojawił się burmistrz Kehl p. Toni Vetrano. Chwilę wcześniej serdecznie powitaliśmy Franka Siegmunda, Past Gubernatora okręgu 111 OM z Niemiec. Przyjechał także z Pilzna nasz wspaniały gospodarz, Vice Gubernator Cestmir Kazelucha. Punkt 13.30 otrzymujemy sygnał, że od strony francuskiej na most wchodzi grupa lionów z Francji. To gubernatorzy kilkunastu dystryktów francuskich, na czele z gubernatorem Strasburga Oliwierem Meazza oraz past gubernatorem Jean- Paul Feldmanem. Zaczynamy, wbiegając na most od strony niemieckiej i żegnamy z uśmiechem ten gościnny kraj. Na szczycie mostu pojawia się grupa ok 100 osób, wśród których jest Prezydent Światowa Lions Clubs Gudrun Yngvadottir. Po serdecznym powitaniu, wszyscy razem skandujemy We Run We Serve!
Z grupą ok 30 biegaczy, wszyscy ubrani w fosforyzujące koszulki biegowe, ruszamy w kierunku siedziby mera Strasburga Ronalda Riesa. Upał. Po ok. 6 kilometrach, kwadrans przed 15.00, dobiegamy tam z wywieszonymi językami. Zamiast do powitań i przemów, rzucamy się na przygotowane napoje- wody! Dopiero po ugaszeniu pragnienia jest czas na część oficjalną.
Pędzimy dalej w kierunku budynku Parlamentu Europejskiego. Nasi gospodarze prowadzą nas malowniczymi nadbrzeżami Renu. Droga wydłuża się znacznie, a czasu coraz mniej. Zamiast rundy honorowej zrobił się kolejny dzień biegu. W punkcie kontroli bezpieczeństwa Parlamentu Europejskiego meldujemy się punkt 16.00. Dzięki decyzji dyrektora   Europarlamentu p. Klausa Welle, jako biegacze mamy zapewnioną tzw. "szybką ścieżkę“. Nie musimy nawet pokazywać dowodów osobistych, które wszyscy, na wszelki wypadek, mamy w spodenkach.
Bez żadnych formalności wbiegamy na tzw. Agorę, wewnątrz okazałego, nowoczesnego budynku Parlamentu Europejskiego. W otoczeniu ponad setki osób, czeka tam na nas premier Jerzy Buzek, europoseł Tadeusz Zwiefka, jest także przewodniczący delegacji niemieckiej CDU w PE Daniel Caspary. Wita nas w imieniu całego Parlamentu Europejskiego. Są też przedstawiciele wszystkich frakcji. Ogromna ilość kamer śledzi nasze ostatnie metry. Przedstawiciel TVN Dariusz Sokołowski przeprowadza z nami wywiad, a następnie zaprasza IP Gudrun Yngvadottir.
Premier Buzek w pięknych słowach gratuluje nam inicjatywy, która scala Europę. Mówi jak ważna dla Polski oraz całej Europy jest Unia Europejska i jak mocno trzeba ją wspierać. Freedom Charity Run robi to od wielu lat, w tym roku na ponad 1000 kilometrowej trasie.
Wieczorem jesteśmy gośćmi Gubernatora Dystryktu 113 Francja,  Oliviera Meazzy. Wśród ponad 160 osób jest wiele gubernatorów z Francji, Niemiec w tym nasz dobry znajomy PDG Frank Siegmund z zaprzyjaźnionego Okręgu 111 OM. Są przedstawiciele: Szwecji, Szwajcarii, USA, Kanady i Libanu, w tym PID Salim Moussan, który specjalnie na tę okazję przyjechał właśnie z tego  kraju. Jest też nasz niedawny gospodzarz z Pilzna, VDG Cestmir Kozelucha. Specjalnie z Polski przyjechała wraz z mężem, zięciem i wnukami Gubernator Ewa Hełka. Zieć oraz oba wnuki biegły z nami całą trasę z Kehl do Strasburga.
Nasz team poproszony o wystapienie jest owacyjnie witany na scenie. Nigdy do tej pory nie mieliśmy takiego wspaniałego finału. Wiele dystryktów deklaruje poparcie finansowe dla naszego celu charytatywnego. Olivier Meaza i Jean Paul Felmann, nasi wspaniali partnerzy organizacyjni przekazują czek w wysokości 1 900 Euro – to połowa dochodu z dzisiejszego bankietu. Drugą połowę przekazują na LCIF (Lions Clubs International Fund).
Po 23.00, szczęśliwi i „trochę“ zmęczeni wracamy do hotelu. Jesteśmy niezwykle zadowoleni zarówno  z przebiegu całej trasy biegu jak i jego wyjątkowego zakończenia. Będziemy jeszcze zbierać fundusze na cel charytatywny aż do końca tego roku. To pewne- znów pomożemy dzieciom z Syrii ale czy uda się zebrać wystarczającą ilość funduszy na przeprowadzenie operacji Matyldy?  Przebiegliśmy, wielu osobom niemożliwy do wyobrażenia długi dystans. Byliśmy prawie 2 tygodnie poza domem. To wszystko aby podkreślić cele społeczne i charytatywne biegu. Reszta jest teraz w rękach naszych przyjaciół, znajomych i sympatyków. Prosimy pomóżcie.
Jeden kilometr "kosztuje" 100 Euro. Można się składać lub kupować część. Dla tych którzy kupią cały kilometr lub kilka, przewidziana jest specjalna nagroda- można sobie wybrać nr swojego kilometra. Część jest zajęta- widać to na www.freedomcharityrun.org.
Nr konta do wpłat/Account number:
nr konta w PLN:    41 1600 1404 0004 0533 6264 6040
nr konta w EURO:  29 1600 1084 0004 0503 6264 6022
nr konta w USD:     56 1600 1084 0004 0503 6264 6021
Swift code: PPABPLPK
Adresat:
Okręg 121 Polska, Międzynarodowe Stowarzyszenie Lions
ul. Skarbka 20/2, 60-348 Poznań
BNP Paribas Bank Polska S.A. O/Poznań
61-569 Poznań, ul. Wierzbięcice 1
Proszę koniecznie dopisać: FCR 2018


wiktor-jędrzejak-lc-kalisz-calisia
Z wielkim bólem przekazujemy Państwu bardzo smutną informację. ZMARŁ WIKTOR JERZY JĘDRZEJAK. Odszedł wybitny kaliski malarz i człowiek wielkiego serca. Odszedł nasz Przyjaciel. Był współtwórcą naszego Klubu i wielokrotnie jego prezydentem. Myślami jesteśmy z pogrążoną w cierpieniu żoną Elżbietą i całą rodziną artysty. Przyjaciele z LC Kalisz Calisia
trzesienie-ziemi-w-japonii-2024
Kilka dni temu potężne trzęsienie ziemi nawiedziło zachodnią Japonię: zawaliło się wiele budynków, wybuchły pożary, a dla pobliskich regionów wydano ostrzeżenia o tsunami.Trzęsienie miało siłę 7,6 w skali Richtera. Zginęło ponad 200 osób, wielu ludzi uważa się za zaginionych. Prawie 100 000 mieszkańców musiało się ewakuować z zagrożonych terenów – zagrożenie tsunami, dziesiątki tysięcy domów bez prądu i wody. Kiedy nadchodzi katastrofa,...
klęski-żywiołowe-nie-znają-granic
Klęski żywiołowe nie znają granic. Nie liczą się z czasem. Nie wybierają "dogodnych" miejsc. Pojawiają się nagle i zawsze niespodziewanie. Rzadko kto jest przygotowany na zniszczenia, jakie powodują.  W ostatnim czasie na całym świecie doszło do okrutnie dotkliwych klęsk żywiołowych, w tym: niszczycielskie pożary w Stanach Zjednoczonych, Grecji i Tunezji katastrofalne powódzie w Bangladeszu, Kolumbii, Indiach, Japonii, Korei, Słowenii i Stanach...
Początek strony