Jeśli jesteś w Polsce, nie znajdziesz bardziej wiarygodnego bukmachera niż bukmacher Mostbet. Wystarczy przeczytać opinie na temat firmy Mostbet, aby się o tym przekonać. Tutaj znajdziesz najkorzystniejsze kursy na wszystkie rodzaje sportów i wydarzeń, a także szeroki wybór różnych zakładów, darmowych zakładów, darmowych spinów i szybkich wypłat. Aby gra była zawsze pod ręką, stworzyliśmy dla Ciebie wygodną aplikację mobilną!
W dniach 8-15 września 2012 roku przebywała na Sycylii 14-osobowa grupa polskich Lionów i osób im towarzyszących. Lioni reprezentowali 6 klubów (Bydgoszcz, Poznań Pro Futuro, Szczecin Jantar, Szczecin Rainbow Bridge, Warszawa Arka, Warszawa Sawa). W programie tygodniowego pobytu przewidziane były m.in. spotkania z sycylijskimi lionami. Początkowo zanosiło się, że zainteresowanie naszym przylotem będzie niewielkie. Dopiero na miejscu dowiedzieliśmy się, że chęć goszczenia nas wyrazili lioni z 12 klubów, z Katanii i innych okolicznych miast. Biorąc pod uwagę liczbę członków okręgu sycylijskiego (ok. 4,5 tys. w ponad 100 klubach) dobrze, że tylko tylu. Nasz krótki pobyt z grubsza przedstawiał się następująco:

Sobota
Wylecieliśmy z Warszawy do Katanii wczesnym rankiem. Jako że był to lot czarterowy, już po 2,5 godzinach wylądowaliśmy na docelowym lotnisku, tym razem ze wszystkimi naszymi bagażami. Grubo przed południem byliśmy już w hotelu Naxos Beach Resort w nadmorskiej miejscowości Giardini Naxos, 7 km od Taorminy. Trochę za wcześnie, większość naszych pokoi nie była jeszcze przygotowana. Był zatem czas na zapoznanie się z terenem, na którym w otoczeniu zieleni położone są budynki hotelowe, baseny, sklepy, bary i amfiteatr, oraz z pobliską plażą i okolicą.
Po południu zaplanowane wcześniej spotkanie w hotelu z gospodarzami, czyli z Lionem Dino Areną i z jego polską żoną Anną. Ustaliliśmy ze szczegółami kolejność wizyt i sposób przemieszczania się naszej grupy do wyznaczonych miejscowości. Zapewnione mamy przy okazji przejazdów atrakcje turystyczno-krajoznawcze.
Wieczorem integracyjna kolacja przy wspólnym stole hotelowej restauracji (i tak już było ze wszystkimi posiłkami do końca). Jedzenie wyśmienite, duży wybór dań, do tego kilka gatunków dobrego wina w wystarczających ilościach. Po kolacji resztę wieczoru można było spędzić w wybranym przez siebie miejscu (poza basenami, które były o tej porze już zamknięte). Rozrywki nie brakowało.
Niedziela
Wyjazd autokarem po śniadaniu (znowu duży wybór potraw) do położonego niedaleko wulkanu Etna parku krajobrazowego Gole Alcantara. Nazwa tego parku bierze się od płynącej głębokim wąwozem rzeki. Widoki urzekające zarówno z górnego tarasu, jak i z dołu, z poziomu rzeki. Aby do niej dotrzeć trzeba było zjechać windą ponad 30 m. Park o powierzchni 100 ha tworzą gaje cytrusowe i oliwne, pastwiska i lasy. Nadal prowadzona jest na jego terenie tradycyjna gospodarka rolna i przetwarzane są zebrane płody.
Z parku jedziemy do winnicy Patria, gdzie oczekuje nas reprezentacja klubu Randazzo z pobliskiego miasteczka o tej samej nazwie. Zwiedzamy winnicę, zapoznajemy się z procesem produkcji wina o niespotykanym gdzie indziej smaku. Do wyrobu tego trunku wykorzystuje się bowiem winogrona rosnące na wulkanicznym podłożu. Rzeczywiście, wina z tej winnicy są wyśmienite, o czym mogliśmy się na miejscu przekonać. Na pożegnanie każdy z nas dostaje wyprawkę – jaką? – domyślcie się.
Ostatnim punktem programu wycieczki jest zwiedzanie Randazzo. Jest to niewielka, położona z dala od turystycznych szlaków miejscowość z dużą liczbą zabytkowych kościołów. Prace konserwatorskie w trzech z nich sponsorowane są przez miejscowych lionów (potwierdzają to umieszczone przy głównych wejściach tablice). W kolorystyce tego miasta, a jak się później okaże także innych miast, dominuje antracyt. Niemalże wszystko zbudowane jest z bazaltu. Skamieniała lawa wykorzystywana jest także do wyrobu biżuterii oraz różnego rodzaju regionalnych pamiątek.
Wieczorem meldujemy się w hotelu i po spłukaniu całodziennego zmęczenia spotykamy się przy kolacji. Po kolacji „zajęcia w sekcjach” do późnych godzin.



Poniedziałek
Wreszcie można odpocząć! Od wczesnych godzin porannych Mareccy biją rekordy życiowe na 50-metrowym basenie, wzbudzając podziw przyczajonych w krzakach Rosjan, którzy grzecznie czekają na „otwarcie bram” basenu. Reszta grupy schodzi na śniadanie, tym razem bez pośpiechu. Pływacy dołączają do nas trochę później.
Po śniadaniu możemy wreszcie zaliczyć plażę, gdzie czekają na nas stojące w rzędach parasole i leżaki. Woda w morzu ciepła, ale żeby się w niej zanurzeć trzeba przejść po rozgrzanych kamykach. Mamy do wyboru - albo zakupić stosowne obuwie, albo zabawić się w fakira. Ja zaryzykowałem i wybrałem drugą opcję. Miała ona ten plus, że długo zwlekałem z wyjściem z morza i dojściem na miejsce spoczynku. Niektórzy z nas zamiast nadmorskiej plaży wybrali jeden z odkrytych basenów lub leżakowanie na trawie w pobliżu zajmowanego bungalowu.
W południe plaże i baseny opustoszały, słońce, mimo wrześniowej pory, grzało mocno. Trzeba było też wrzucić coś na ruszt (do kolacji daleko) oraz uskutecznić krótką drzemkę (okazji niewiele).
Popołudnie spędzamy różnie, jak komu pasuje. Jedni wracają na plażę lub na basen, inni wybierają się na spacer po okolicy. Wieczorem tradycyjna wspólna kolacja, po niej rozrywka (widowisko lub bar).
Wtorek
Czeka nas powtórka z niedzieli, tym razem w wersji hard. Po śniadaniu wyjazd autokarem do Syrakuz, miasta założonego przez Greków w VIII w. pne. W Syrakuzach wita nas prezydent miejscowego klubu Siracusa Eurialo, trochę zmartwiony zbyt krótkim czasem, jaki przewidziano na pobyt w tym mieście (w planie są kolejne spotkania z lionami w innych miejscowościach). Zwiedzanie zaczynamy więc od przejazdu autokarem przez centrum miasta jadąc do dzielnicy Neapolis. Tu bowiem usytuowany jest wielki Parco Archeologico. Najciekawszą jego częścią, i tam się udajemy, jest teatr grecki i kamieniołomy. Wykuty w skale Teatro Greco jest ogromnym obiektem, mogącym pomieścić 15 tys. osób. Do dziś wystawiane są w nim sztuki. Obok teatru, w jednym z kamieniołomów podziwiamy słynną z niezwykłego kształtu i wspanaiłej akustyki jaskinię Oreccchio di Dionigi (Ucho Dionizosa). Z parku archeologicznego jedziemy autokarem do sanktuarium Madonna delle Lacrime, odwiedzanego licznie przez pielgrzymów. Znajduje się w nim obraz Niepokalanego Serca Najświętszej Marii Panny. Słynie on z tego, że z namalowanej na nim twarzy Matki Boskiej w 1953 r. popłynęły ludzkie łzy. Otwarcia i poświęcenia sanktuarium dokonał w 1994 r. papież Jan Paweł II. Obiekt ma kształt strzelistej, wysokiej na 100 m nowoczesnej piramidy o podstawie wieloboku.
Z Syrakuz jedziemy lokalnymi drogami w głąb lądu do niewielkiego miasteczka Militello. Spieszymy się na umówiony tam wspólny obiad, a tu kierowca zaczyna błądzić. Trasa wiedzie z początku przez pofałdowane tereny rolnicze, dalej zaczyna się wspinaczka górska. Prosto z autokaru wpadamy w objęcia bardzo gościnnych lionów mieszanego klubu Scordia-Palagonia-Militello, zrzeszającego członków z tych trzech miasteczek. Klub ten w latach 90-tych sponsorował powstanie jednego z klubów polskich, niestety już nieistniejącego. Co więcej, okazało się, że był pierwszym klubem, który zgłosił akces spotkania się z naszą grupą, czym jeszcze bardziej zyskał nasza sympatię. Po sutym i smacznym posiłku wyruszamy wszyscy razem „w miasto” zapoznając się z jego zagospodarowaniem i historią. Miejscowi lioni, z czego są bardzo dumni, mają duży udział w pozyskiwaniu środków na kosztowną konserwację zabytków i eksponatów muzealnych. Jak zwykle, pobyt w Militello kończy się sesją zdjęciową i zaproszeniem gospodarzy do Polski.
Spieszymy się do Katanii, drugiego, co do wielkości, miasta Sycylii, na spotkanie z Gubernatorem Okręgu i lionami miejscowych klubów Catania Est, Catania Gioeni, Catania Nord, Catania Riviera dello Sonio, Catania Virdis. Najpierw jednak niespodzianka przygotowana przez Isabellę, córkę Dina i Anny. Jest nią przejazd odkrytym autokarem po centrum miasta. Późno już, więc oglądamy Katanię by night.
Niestety, większość zabytkowych budowli, pomników i innych ciekawych miejsc nie ma odpowiedniej iluminacji. Kulminacyjny punkt programu, czyli kolacja z Gubernatorem Okręgu i lionami, ma miejsce w wydzielonej dla celów konsumpcyjnych części jednego z miejskich placów. Gospodarze bardzo dobrze zareagowali widząc na naszych twarzach zmęczenie całodzienną wędrówką. Skrócili czas swoich przemówień, wymiana proporczyków i wręczenie drobnych prezentów też nie trwało długo. W miarę szybko kelnerzy przynieśli chłodne napoje. Stoły zastawiono włoską specjalnością, czyli różnego rodzaju pizzami. Niezamierzoną atrakcją biesiady był „wieczór panieński”, obchodzony przy sąsiednim stole. Przyszła panna młoda i jej liczne koleżanki bawiąc się nie zwracały na sąsiadów uwagi, w przeciwieństwie do nas. Do hotelu wróciliśmy wykończeni po północy.

Środa
Przed południem powtórka z poniedziałku, czyli odpoczynek. Bardziej intensywny, bowiem po południu kolejny wyjazd na spotkanie, już ostatnie, z lionami klubów strefy taormińskiej (Giardini Naxos, Letojani, S. Teresa Riva, Taormina). A więc blisko.
Po południu pod hotel przyjeżdżają samochodami nasi kolejni gospodarze i zawożą nas do jednego z nadmorskich hoteli w Taorminie. Po drodze podziwiamy uroki krajobrazu, a jest na co popatrzeć. Spotykamy się z sycylijskimi lionami w kawiarence na plaży. Wymiana proporczyków niemożliwa, bo polskich już zabrakło. Na szczęście mamy jeszcze znaczki naszego Okręgu, które przekazujemy przewodniczącemu strefy i prezydentom klubów. Brak proporczyków rekompensujemy też albumami i przewodnikami, które przywieźliśmy z Polski. Poczęstowani zimnymi napojami więcej czasu możemy poświęcić na dyskusję. Wracamy do hotelu wieczorem, w sam raz na kolację.
Czwartek
Wykończeni podróżami rezygnujemy z oferowanego nam przez rezydenta wyjazdu do Palermo. Zamiast tego większość z nas postanawia wybrać się jeszcze raz do pobliskiej Taorminy. Warto, nawet kiedy tam już się wcześniej było. Jedziemy w południe lokalnym autobusem podziwiając tym razem umiejętności kierowcy wspinającego się po serpentynach do położonego 200 m ppm centrum miasta. Bramą Porta Messina wchodzimy na Corso Umberto, główny ciąg pieszy, przy którym wznoszą się liczne wielowiekowe pałace. Po drodze „zaliczamy” starożytny Teatro Greco, przebudowany kilka wieków później przez Rzymian. Z góry wspaniale widać wybrzeże i skaliste zbocza Monte Tauro, w dali Etnę. Wracamy w stronę głównego deptaku zatrzymując się w pierwszej z brzegu kawiarence na małe co nieco (pora obiadowa). Ciemne chmury, które zauważyliśmy już wcześniej, dają wkrótce o sobie znać. Ulewa i towarzyszące jej grzmoty (czyżby gniew bogów?) wyludniają ulice. Chronimy się w przedsionku jednego z budynków. Co chwila zaczepiają nas parasolnicy. W końcu kilkoro z nas kupuje pelerynki i zaraz potem, bogowie się poddają. Możemy kontynuować spacer. Miasto spłukane deszczem wygląda równie wspaniale. Zmierzcha, zapalające się latarnie i oświetlone witryny sklepów odbijają się w mokrej nawierzchni. Spacer po Corso Umberto kończymy przy katedrze. Z powodu niespodziewanej ulewy większość z nas nie zdążyła wejść do ogrodów publicznych, które o zmierzchu są już zamykane. Wracamy zatem autobusem do hotelu.
Piątek
Jak co dnia, rano budzi nas słońce. Ostatni dzień przed powrotem do Polski. Ostatnia szansa na wygrzanie się i wymoczenie. Ci co nie byli wczoraj w Taorminie jadą tam, ci co już tam byli też jadą, ale do położonej jeszcze wyżej od Taorminy Castelmoli. Kilka osób decyduje się na kilkukilometrowy spacer nadmorską promenadą Giardini Naxos. Po drodze jest okazja do zmierzenie się z duża porcją lodów oraz do kupna drobnych upominków dla najbliższych.
Po południu przyjeżdżają do hotelu na pożegnalne spotkanie Dino i Anna, dla których był to zapewne bardzo ciężki tydzień. Popijając szampana przechodzimy szybki kurs obierania opuncji. Dziewczyny obdarowane zostały przez Annę ludowymi fartuszkami. Dla panów zabrakło. My prezenty Annie i Dino przekazaliśmy już wcześniej, na spotkaniu z Gubernatorem. Widać, że wszyscy są zadowoleni. Wraz z gorącymi podziękowaniami za ich wkład w zorganizowanie nam wspaniałego pobytu sypią się pod adresem gospodarzy zaproszenia do Polski. Pożegnalna kolacja już we własnym gronie, potem rozliczenie z hotelem i pakowanie bagaży (lub odwrotnie).
Sobota
Wczesną porą zrywamy się z łóżek, odbieramy suchy prowiant (tym razem hotel się nie popisał) i odjeżdżamy na lotnisko. Niestety, jak to przy czarterach bywa odlot się opóźnia, bo nie wylądował jeszcze samolot z Polski. Wreszcie jest, możemy wsiadać na pokład i odlatujemy. W Warszawie lądujemy z przytupem, pilot trochę przesadził. Już tylko odbiór bagaży (znowu są!) i rozstajemy się, dziękując sobie za wspólny, udany pobyt.
Wszędzie dokąd jechaliśmy spotykaliśmy się z życzliwym przyjęciem ze strony gospodarzy. Barierą w kontaktach z sycylijskimi lionami był oczywiście język. Mało kto z nas zna włoski, a porozumiewanie się w innych językach też często było niemożliwe.
Na szczęście zawsze mieliśmy pod ręką Annę i Dina, nieraz też Izabelę. Większość lionów stanowili ludzie starsi. Jak się dowiedzieliśmy, brak napływu młodszych wiekiem członków stanowi na Sycylii problem podobny do naszego. Kluby są za to bardzo duże, niektóre mają ponad stu członków. W przeciwieństwie do nas sycylijscy lioni nastawieni są bardziej na rozwijanie i umacnianie kontaktów międzyludzkich, a mniej na działalność dobroczynną. Rozwijanie współpracy polskich i sycylijskich lionów nie będzie łatwe. Jest wiele barier do pokonania (duża odległość pomiędzy krajami, inny język, różny sposób działania). Trzeba jednak próbować, zwłaszcza że są chęci z jednej, jak i z drugiej strony. Na każdym spotkaniu z lionami sycylijskimi wiele mówiłem o naszym ogólnopolskim programie Bratek. Okazją było wręczania płytek CD z najnowszymi zdjęciami świeżo otwartego Centrum. Zachęcałem ich do materialnego wsparcia naszej akcji. Co z tego będzie – zobaczymy.


Andrzej Hoffmann
LC Bydgoszczn
Pełnomocnik ds. kontaktów z Okregiem 108Yb Włochy

   więcej zdjęć » w GALERII ZDJĘĆ  

 

 
Początek strony